Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

wtorek, 11 stycznia 2011

Boskie jedzenie i "Boska Komedia"









Od przeszło czterech tygodni czytam książkę Elizabeth Gilbert "Jedz, módl się i kochaj". Po kilka karteczek dziennie, czasem w ogóle. Wszystko dlatego, że powieśc szalenie mi się podoba i chcę się nią cieszyc jak najdłużej. Chociaż nie jest to wielka literatura, bardzo mi smakuje. Tak, książki mogą smakowac! Mogą też pachniec, czarowac kolorami. Tak jest z moją ostatnią lekturą, a raczej równorzędną do ostatniej, bo jednocześnie zaglądam do "Biegunów" Olgi Tokarczuk (są różne, ale łączy je wątek bycia w drodze, ciągłej zmiany miejsc). Jak wspomniałam wcześniej, "Jedz, módl się i kochaj" chłonie się wszystkimi zmysłami. Towarzysząc głównej bohaterce w podróży do Włoch, aż ślinka cieknie, kiedy razem z nią siedzimy w rzymskiej knajpce i przyglądamy się, jak je spagetthi ze szpinakiem i czosnkiem (Shelley - angielski poeta przełomu osiemnastego i dziewiętnastego, wegetarianin zresztą), pisząc z Italii do swego przyjaciela, dawał wyraz swojemu oburzeniu, że "Młode kobiety z towarzystwa jedzą tu CZOSNEK!"), smażone kwiaty cukinii, ravioli (nieduże pierożki z nadzieniem, na przykład z serem, mięsem, szpinakiem), a na deser wcina tiramisu (na pewno lubicie). Włochy w powieści Gilbert urzekają zapachami nagrzanych słońcem rzymskich uliczek, listków bazylii, czekolady topiącej się w lodach. Liz mieszka przez cztery miesiące w Rzymie, ale raz na jakiś czas wyjeżdża z Wiecznego Miasta i - w poszukiwaniu smaków i zapachów- trafia do Wenecji, Neapolu, Kalabrii. Odwiedza także Florencję (cudowne miasto, stolica Toskanii - krainy słoneczników, oliwek i pistacji - byłam tam kilka lat temu i wciąż obiecuję sobie tam wrócic, przejechac ją na rowerze wzdłuż i wszerz, a potem ... znowu za nią tęsknic). Do jej najbardziej znanych mieszkańców należy nie kto inny tylko Dante, autor "Boskiej komedii". Pamiętam, jak goniłam po Florencji z wywieszonym językiem, by odszukac rozrzuconych w rozmaitych miejscach tabliczek z cytatami z wspomnianego dzieła (jest ich - o ile dobrze pamiętam - trzydzieści). Amerykanka we Włoszech nie wspomina, by odwiedziła jego dom, ale sporo uwagi poświęca mu w jednym z pierwszych rozdziałów, dostarczając czytelnikowi informacji o historii języka włoskiego. Język oficjalny Półwyspu Apenińskiego to zasługa właśnie Dantego!
"Włoski,jakim mówimy dzisiaj, nie jest ani dialektem rzymskim, ani weneckim, ani nie do końca toskańskim. W gruncie rzeczy jest dantejski" - pisze.
Brak możliwości wyjazdu do Florencji zrekompensowac można sobie, wybierając się do Lokalu Użytkowego przy ulicy Brzozowej na warszawskiej Starówce. Dwaj Włosi: Alfredo Boscolo i Leonardo Basim (ten ostatni z samiutkiej stolicy Toskanii!) kilka razy w miesiącu urządzają tam kolacje. Można objadac się serem ricotta (z mleka i serwatki), pecorino z miodem (lekko pikantny ser podpuszczkowy z owczego mleka), grzankami ze zmielonym kaparami, anchois, oliwą i wątróbką. Tłem dla gotowania i pałaszowania potraw jest czytanie Dantego (podobno we Włoszech bardzo łatwo oczarowac dziewczynę, jeżeli zna się na pamięc jego "Boską komedię" a przynajmniej jej fragmenty). Alfredo i Leonardo przyrządzają potrawy (na oczach gości), równocześnie deklamując wybitnego florentczyka. Włoscy uczniowie uczą się jego tercyn (tu specjalne pozdrowienia dla mojego ucznia Marcina - specjalisty od tego rodzaju strof :)).
Warto dodac, że pod koniec ubiegłego roku odbyła się premiera ekranizacji "Jedz, módl się i kochaj" z Julią Roberts w roli głównej. Książka należy do pierwszorzędnej literatury drugorzędnej, (z filmem jest podobnie - pierwszorzędne kino drugorzędne), ale warto ją przeczytac ( a film obejrzec), bo naprawdę SMAKUJĄ!
PS. Jeżeli ktoś nie czytał jeszcze "Boskiej komedii", to do biblioteki lub księgarni MARSZ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz